wtorek, 29 maja 2012

XXVI

  Zamarłam. Może to nie ona? Jakim cudem mogłaby znaleźć się nawet na przypadkowym obrazie? Może... to ktoś łudząco podobny do niej? Zwykły zbieg okoliczności?
  Nic nie dzieje się przypadkiem.
  Dziwnie się poczułam. Odechciało mi się nawet spać, poczułam lekki strach. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
  Zasunęłam zasłony. W pokoju zapadł półmrok, świeciła się tylko jedna mała lampka nocna, stojąca przy łóżku na stoliku.
  Zaczęłam rozpakowywać część rzeczy. Wszystkie kosmetyki przeniosłam do łazienki, w której szybko wzięłam prysznic. Ubrałam się w krótkie spodenki i bluzkę- od dzisiaj ten komplet pełnił rolę mojej pidżamy. Walizkę rzuciłam na podłogę pod łóżko. Usiadłam na kołdrze. Wzięłam do ręki telefon.
  Moi rodzice nic nie wiedzieli o tym, że jestem teraz w Rzymie i w każdej chwili Zły Smok może mnie zaatakować. W każdym bądź razie, anderka nie poinformowała mnie o tym. Może powinnam do nich zadzwonić? Wyjaśnić im to?
  Po pięciu minutach zastanowienia, zrezygnowana odłożyłam telefon.
  Nie będę powodem ich zmartwień.
  Zasnęłam.

  Poczułam, jak ktoś mnie mocno szturcha w ramię. Zrezygnowana otworzyłam oczy.
  Siedziała w tej samej sukience i tak samo ułożonych włosach, co na obrazie.
  Od razu oprzytomniałam. 
- Mam Christophera - oznajmiła. 
- On jest daleko - zaprzeczyłam.
- Bliżej, niż ci się wydaje.
- Co do tego wszystkiego ma Christopher? On myśli, że umarłam.
- Już nie! - uśmiechnęła się szeroko. Nigdy nie widziałam jej uśmiechającej się.
- Kłamiesz.
- Och, ja nigdy nie kłamię, Victoria. Jeszcze tego nie zrozumiałaś?
  Cicho zagwizdała. Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna, przypominał ochroniarza.
  Trzymał drobnego, przerażonego blondaska.
- Nie! - krzyknęłam. Pobiegłam w jego stronę, ale Lucy mnie złapała i popchnęła. - Co on ci zrobił?! Co Christopher ma do tej całej sytuacji?! Zostaw go, do cholery!
  Roześmiała się pogardliwie. 
- Znam już twój cały życiorys - wykrztusiła. - Biedaczek myślał, że cię zdradzając, uratuje swoją skórę! Wybacz, mały! - zwróciła się do niego. - Nie może żyć zwykły człowiek, który wie o Ametystianii. Za jakieś pięć minut możesz się pomodlić do swojego Boga, i koniec zabawy.
  Zaczęłam płakać. Byłam wściekła. Miałam ochotę do niej podejść i ją zabić, tak po prostu. Ale miała wokół siebie jakąś moc, siłę, która ją chroniła. Niewątpliwie tą moc czerpała od Złego Smoka.
  Christopher był przerażony. Zauważyłam, że miał posiniaczoną twarz.
  Na Smoka, co ona mu robiła?!
- Zostaw go... albo pożałujesz! - krzyknęłam. Ponownie mnie popchnęła. Nie miałam żadnego dojścia do przyjaciela.
- Boję się! - mruknęła. 
- To przez ciebie! - odezwał się Christopher. Do mnie. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Ze złością, ale i przerażeniem. Otworzyłam usta, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Ale ja... ja... ja nie chciałam! Ja...
  ... co ja zrobiłam?
- Wyprowadź go - wydała rozkaz Lucy. Wstała. Odwróciła się do mnie.
- Stoisz mi na przeszkodzie - powiedziała. - Muszę się ciebie pozbyć. Natychmiast. Najchętniej to już bym cię zadźgała. Ale nie mogę tego zrobić! - pokręciła głową, jakby mówiła sama do siebie. - Twoi przyjaciele cię chronią. Zwłaszcza ta adoratka. Być może o tym nie wiesz, ale przekazała część swojej energii tobie. I Dobry Smok o tobie nie zapomniał, a szkoda. Ale pocieszę cię - roześmiała się. - Zanim cię zabiję, to jeszcze trochę się pomęczysz. Uwielbiam patrzeć na twoją twarz wykrzywioną bólem. Do zobaczenia, kochanie.
  Zniknęła. Rozpłynęła się.
  Zaczęłam krzyczeć.

  Obudziłam się z krzykiem. Starałam się zapanować nad szokiem, ale nie było to łatwe. Serce waliło mi w piersi jak młot. Cała drżałam.
  Spojrzałam na obraz, i przeżyłam kolejny szok.
  Postać dziewczyny- którą była Lucy- zniknęła. Pomost był pusty. Jedynie został czerwony napis.
  Czy chcę go przeczytać?
  Przełknęłam ślinę.
  Do zobaczenia, kochanie.
  Błyskawicznie się odwróciłam i spojrzałam na miejsce, gdzie w śnie siedziała Lucy.
  Był odcisk na kołdrze, jakby ktoś parę chwil temu faktycznie na nim siedział.
- Co?! - krzyknęłam. - Nie! Nie może być...
  Poczułam się słabo. Potrzebowałam świeżego powietrza.
  Z mętlikiem w głowie, nadal w szoku, otworzyłam drzwi balkonowe. Wyszłam na zewnątrz. Zimny podmuch wiatru nieco mnie uspokoił. Oparłam się o balustradę.
  Przymknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech. Przecież to był tylko sen, to... jakim cudem...
  Nic nie rozumiem!
- Victoria? Dlaczego nie śpisz? - usłyszałam. Ktoś stanął obok mnie.
  Nie odpowiedziałam.
- Obudziłaś mnie! - Patrick oskarżycielsko na mnie spojrzał.
- Przepraszam - wymamrotałam.
- W zasadzie nic się nie stało - odparł, przeczesując rękoma włosy. - Jest szósta. Uwielbiam wcześnie wstawać. Wtedy wszystko na zewnątrz jest takie ospałe! Ale myślałem, że ty lubisz dłużej spać.
- Bo lubię - odpowiedziałam, przerzucając włosami, które mi się zaplątały. - Ale coś... zresztą, nieważne.
- Ważne.
- Więc... mam pewnego... to znaczy, miałam... pewnego przyjaciela. Miał na imię Christopher - zaczęłam. Roześmiałam się lekko. - Też był blondynem. Wiedział o mnie wszystko, zresztą, ja o nim też. Spotkaliśmy się dzięki naszym mamom, które były przyjaciółkami. W wieku trzech, czterech lat. I tak dotrwało do czasu, gdy się wyprowadził...
  Zaczęłam opowiadać mu całą historię. Od spotkania z Christopherem, jego wyprowadzki, miesiącach obietnic aż w końcu ciszy, aż do pożaru w szkole i do Ametystianii, do Lucy, o tym wszystkim, co miało miejsce aż do teraz. Podczas mówienia o tym wszystkim sama się zdziwiłam, jak ten czas szybko poleciał. Jeszcze niespełna dwa lata temu siedziałabym z Christopherem w jego pokoju i oglądalibyśmy głupie seriale, śmiejąc się z występujących w nich bohaterów. Tymczasem on się wyprowadził, zostawiając mnie z Eve. Nasz kontakt nagle się zerwał.
  Rozmyślania na biologii, alarm przeciwpożarowy. Plątanina korytarzy.
  Myśl, że zaraz umrę.
  Płomienie.
  Ktoś ratujący mi życie.
  Zabierający mnie do miejsca, o którym istnieniu nie wiedziałam.
  Zaczynanie wszystko od początku.
  Czas biegnie szybko... jest go coraz mniej.

cdn

5 komentarzy:

Domi209 pisze...

Zajebiste.
Przestraszyłam się,że Lucy zabije Victorię,ale na szczęście tak się nie stało.
Czekam na dalszą część!

Domi209 pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

<3

Nejtl pisze...

O, fajnie. Całkiem fajny ten Patrick, chociaż na żywo pewnie denerwowałoby mnie, że tak cały czas sobie włosy poprawia.

Anonimowy pisze...

świetne .. na prawdę świetne .. szczerze mówiąc chyba za bardzo przeżywam tą książkę bo zaczęłam jeść kartkę która LEŻAŁA obok .. xd <3