sobota, 12 maja 2012

XXIII

  Otworzyłam oczy. W pokoju hotelowym było już jasno. Przez chwilę zapomniałam, gdzie jestem, ale potem zaczęłam powoli kojarzyć fakty. Dzisiaj mieliśmy wyjechać do Rzymu, żeby rozpocząć poszukiwania Lucy. Czyli dopiero teraz powinnam bać się o swoje życie.
  Zauważyłam, że sąsiednie łóżko, na którym spała Angelika, było puste. Widocznie wstała wcześniej ode mnie.
  Wyczołgałam się z łóżka. Niedbale poprawiłam włosy. Spojrzałam na wiszące lustro.
  Zmieniłam się. Rysy mojej twarzy stały się poważniejsze, jakby... ostrzejsze. Moje ciemnobrązowe włosy, lekko falujące się, stały się bardziej puszyste. W myślach porównałam swój teraźniejszy wygląd z dawnym, jak jeszcze wyglądałam, żyjąc w świecie ludzkim. Byłam typową nastolatką, zasadniczo niczym się nie wyróżniałam. Nie malowałam się zbytnio, ponieważ wiedziałam, że bez makijażu będę wyglądać okropnie. Poza tym, zawsze byłam zwolenniczką naturalnego wyglądu.
  Widocznie ostatnie wydarzenia sprawiły, że wydoroślałam. Stałam się odpowiedzialniejsza. Wszystko, co robiłam, dokładnie analizowałam, nie działałam spontanicznie.
  Szczerze mówiąc, chyba zaczęłam się sobie bardziej podobać.
  Założyłam swoje puchowe skarpetki na gołe stopy. Poprawiłam swoją luźną, za dużą bluzkę, która u mnie pełniła rolę pidżamy. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju.
- Cześć wszystkim! - krzyknęłam, przeciągając się. Ziewnęłam. Złapałam jabłko leżące na małym stoliku, kiedy zauważyłam, że tuż obok siedzi nieznany mi blondyn. Prawie upuściłabym jabłko, ale mój dar mi na to nie pozwolił.
- Cześć! - blondyn uśmiechnął się, pokazując swoje równe, białe zęby. Poprawił swoje włosy. Miał na sobie luźną bluzkę na ramiączkach, był umięśniony. Na Smoka, dlaczego każdy chłopak w Ametystianii miał niesamowite muskuły? - Jestem Patrick.
- O! - powiedziałam, gryząc jabłko. - Hm, cześć. Słyszałam o tobie. Jesteś trenerem, tak?
- Zgadza się - odpowiedział.
- Mogłabym spytać, kogo dokładniej? - zaczęłam szukać wzrokiem Maxa. Nigdzie go nie było. Nathan leżał na sofie, czytając jakąś książkę, a Harold układał swoje ciuchy.
- Podobno twoim. Nie szukaj Maxa, on nie jedzie.
- Ale...
- Anderka jednak zrezygnowała z zabraniem go, bo źle znosi takie podróże. Nawet nie wiemy, ile ona potrwa.
- Aha - mruknęłam. - W sumie to dobrze, po co miałby się męczyć?
- No właśnie, masz mnie - mrugnął porozumiewawczo. Poczułam, jak się rumienię. Odkaszlnęłam dyskretnie i wzięłam kolejny kęs jabłka. Odwróciłam się do Nathana.
- Gdzie Angelika? - zapytałam. Nathan uniósł wzrok znad książki i otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwała mu Angelika, która stanęła obok mnie, ni stąd, ni zowąd.
- Tutaj! - powiedziała. - Patrick, kiedy przyjdzie Rebecca?
- Nie mam zielonego pojęcia - wzruszył ramionami. - Nie miałem z nią nawet kontaktu od dłuższego czasu. Tylko czasami z Sarah, ale to bardziej w celach naukowych, wiesz.
- Rebecca zna wszystkie języki na świecie, z nią też można porozumieć się w celach naukowych.
- Ale Sarah jest adoratką, i jakoś tak...
- Okej, mniejsza z tym - machnęła ręką. Wyrzuciłam ogryzek do kosza.
- Idę wziąć prysznic - powiedziałam. Cofnęłam się do mojego i Angeliki pokoju, żeby wziąć swoje ciuchy i kosmetyczkę, po czym poszłam do łazienki.

- Rebecca! - usłyszałam krzyk Angeliki. Susząc włosy, wyjrzałam przez drzwi, co się dzieje. Angelika śmiała się z jakąś dziewczyną o krótkich, czarnych włosach. - Victoria! To Rebecca. Ma dar języków, to już ci mówiłam.
- Cześć - powiedziałam, odstawiając suszarkę na półkę. Podeszłam do nich.
- Hej, Victoria! Podekscytowana?
- Czym tu się ekscytować? Myśl, że w każdej chwili ktoś może mnie zabić, niezbyt mnie ekscytuje.
- No, w sumie racja. Zadarłaś z potężnymi mocami.
- Najciekawsze jest to, że nic nie zrobiłam.
  Rebecca wzruszyła bezradnie ramionami.
- Gdzie reszta? Nathan, Harold i... Patrick? - zapytałam, rozglądając się.
- Poszli na śniadanie - odparła Angela. - My zaraz pójdziemy.
- Nie musicie! - przerwała Rebecca. - Sama przyniosłam, żeby wychodząc z hotelu od razu pójść do Rzymu, przez artcum.
- Jak to w ogóle wygląda? - zdziwiłam się. - Ametystiania jest przecież, hm, położona dosyć głęboko.
- Artcum to takie przejście, które znajduje się na pograniczu Ametystianii a światem ludzkim. Takie wejście, które jest strzeżone przez wysłanników, żeby nikt normalny jakimś cudem tam nie doszedł.
- Ale artcum do Rzymu jest w jakimś lesie czy coś w tym rodzaju, a nie w środku miasta - dodała Rebecca, widząc mój zdziwiony wyraz twarzy. - Zresztą, sama zobaczysz. Nawet nie umiem tego wytłumaczyć.
- Hm, Reb... - rzekła Angela po chwili. - To masz te śniadanie czy nie?
  Po chwili siedziałyśmy na łóżkach zajadając się naleśnikami.
- Widziałaś się z Luckiem? - Angelika zwróciła się do Rebecci, która pokręciła przecząco głową.
- Nie - powiedziała. - Zrobił sobie nowe dokumenty i razem z Mirandą wyprowadził się do Chicago.
- Kto to Luck? - zainteresowałam się.
- Nasz dobry, starszy znajomy - odpowiedziała Rebecca. - Chciałabym się z nim spotkać. Ale chyba będziemy mieć marne szanse.
- Oby! - oburzyła się Angela. - Najlepiej byłoby, gdybyśmy Lucy znaleźli w Rzymie. Jechać aż do Chicago?! Ani mi się śni!
- Dobrze, już dobrze. Uspokój się.
- Musimy ją jakoś przywołać albo coś - odezwałam się. - Pewnie i tak będę przynętą.
- To jest intrygujące - Rebecca zmarszczyła brwi. - Skoro Victoria jest dla niej jakąś przeszkodą, dlaczego już jej nie zabiła? Kimże ona dla niej jest? Skoro nikim, to dlaczego tak się niej uczepiła? Dlaczego Victoria jest za to wszystko odpowiedzialna?
- Tyle pytań, żadnej odpowiedzi - westchnęła Angelika. - Każdy z nas chciałby to wiedzieć.
- Dzisiaj miałam sen! - przypomniałam sobie. - Ale nie wiem, czy one mają jakiekolwiek znaczenie.
- Mają. Co ci się śniło? Znowu coś złego?
- Byłam w swoim starym domu, w świecie ludzkim, kiedy przyszedł do mnie Christopher. Zobaczył,  że na półce stało zdjęcie, moje i Nathana, i... ehm... na tym zdjęciu się całowaliśmy. Strasznie się zdenerwował, ale wtedy zrozumiałam, że to zazdrosna Lucy. Zaczęłyśmy się bić, chciała mnie zabić, ale trafiłam nożem prosto w jej serce, zabiłam ją. Czyli dosyć dobry sen, patrząc z mojej perspektywy.
- Jeśli chodzi o Nathana, Lucy wpada w furię - skwitowała Angelika. - Jak jeszcze nie była opętana, zanim pojawiłaś się w Ametystianii, to cały czas z nim wszędzie była, wszędzie z nim chodziła. Gdy tylko ktoś dotknął Nathana, to zaczęła krzyczeć, że on ją zdradza. To nie było normalne. Ale Nathan, zakochany, nie widział, że ona nie kocha go tak bardzo, po prostu trzymała go pod pantoflem i tyle.
- Zaraz, zaraz - przerwała Rebecca. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że doszło do opętania Lucy wtedy, kiedy była po prostu... zazdrosna o Nathana?
- Już raz była opętana. Co z tego, że ją odzyskaliśmy, jak jej dusza została już naznaczona, ślad Złego Smoka został? On zauważył, że Lucy bardzo łatwo się denerwuje, na nią bardzo szybko można wywrzeć jakiś wpływ. Bardzo szybko się denerwowała. Jak jeszcze pojawiła się Victoria, która też nie jest zwyczajną Ametystianką, bo ma dar, a dary nie są czymś popularnym...
- Czekaj, cholera, bo zaraz się pogubię! - Rebecca zdenerwowała się. - Taka głupota nie mogła mieć takich wielkich konsekwencji. Widocznie tam, gdzieś daleko, o czym nie mamy zielonego pojęcia, w tajnikach religii SED, musiało coś się stać, a Victoria nie przybyła tutaj przypadkowo. To było, można powiedzieć, planowane. Nawet anderka nam to mówiła, jak przedstawiała mi tą całą sytuację.
  Angelika westchnęła.
- Na Smoka, ja już sama nie wiem - mruknęła. - To zbyt skomplikowane.
- A ja co mam powiedzieć? Robię, co mi każecie, i tyle z tego wszystkiego.
  W tej chwili do pokoju wszedł Harold i Nathan, za nimi Patrick, rozmawiający z kimś przez telefon. Na jego widok znowu się zarumieniłam, sama nie wiem, dlaczego. Zauważyła to Angelika, która porozumiewawczo się do mnie uśmiechnęła.
- Kiedy idziemy?! - krzyknął Harold.
- Tom będzie za jakieś pół godziny - odparł Patrick, poprawiając włosy.
- Victoria, cieszysz się?! - Harold spojrzał na mnie.
- Z czego mam cię cieszyć, Haroldzie?! - odkrzyknęłam.
- No, jesteś taką damską wersją Supermana!
  Roześmiałam się.
- Tak, Harold. Ciekawe, czy tylko uda mi się uratować Ametystianię. Akcja rozpocznie się... za jakąś godzinę.
- Wtedy zaczną się jaja - mruknęła Rebecca.

cdn

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ej .. zaczęłam się denerwować jak to czytam .. wiesz .. te EMOŁSZYN @_@ <33 ~ Wikuśna

Anonimowy pisze...

BĘDZIE PARTY HARD W RZYMIE COŚ CZUJĘ XD

meg pisze...

Niezłe, fajnie, że Harold się na końcu pojawił, mój ulubiony bohater. :)