poniedziałek, 11 czerwca 2012

XXIX

  Wiedziałam, że po tym, co powiedziałam, będę miała wyrzuty sumienia. Jednak w tej chwili nawet nie chciało mi się o to dbać. Jedyną rzeczą, którą chciałam zrobić, to po prostu uciec stąd o Rzymu i znaleźć Lucy, a co za tym idzie- Christophera i Harolda.
  Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Nie chciałam w ogóle zachodzić znowu do domu, ale przecież nie mogłam sama iść do miasta, którego praktycznie nie znałam, nie mając nawet bluzy czy coś w tym rodzaju. To byłoby istne samobójstwo.
  Poprawka-  sam pomysł wyruszenia przeciwko siłom wyższym samemu było samobójstwem.
- Wiem, że tak nie myślisz - poczułam uścisk silnej dłoni na ramieniu. Zniecierpliwiona strzepnęłam ją.
- Daj mi spokój - burknęłam.
- Naprawdę sądzisz, że ci nie pomagamy? - Patrick opierał się o ścianę mojego pokoju.
- Nie wiem już, co o tym sądzić.
- Co robisz?
- Idę. Do Rzymu.
- Sama?
- Najwyraźniej.
- Wiesz, że cię nie puścimy.
- Patrick, czy ja jestem dzieckiem? - zdenerwowałam się. Odwróciłam się do niego twarzą, rzuciłam bluzę na łóżko. - Czy mam prosić o pozwolenie, żeby cokolwiek zrobić?!
- Nie zachowuj się jak dziecko - odparł spokojnie. - Jesteś jedna, sama, słaba. Lucy jest potężniejsza.
- Taka słaba nie jestem - wtrąciłam zirytowana.
- Czyżby? - uśmiechnął się szelmowsko. Pewny siebie podszedł do mnie.
- Rzucasz wyzwanie? - uniosłam brwi do góry.
- Nie! - westchnął. Podszedł do obrazu wiszącego nad łóżkiem. - Tak cię sprawdzam. Tak czy inaczej, sama nie pójdziesz.
- A niby z kim?
- Ze mną, z Nathanem, z Sarah i Rebeccą.
  Wykrzywiłam usta w grymasie. Nie tak miało być!
- Kto cię tu przysłał? - zapytałam nagle. Odwrócił się do mnie zaskoczony.
- Sam przyszedłem. To znaczy, Elizabeth powiedziała, żebym cię zatrzymał, ale jeszcze przed jej wypowiedzią pomyślałem o tym samym.
- Od kiedy ci tak na mnie zależy?
  Wzruszył ramionami. Poprawił włosy i wyszedł z pokoju, bez słowa.
- Co za tajemniczy typ - mruknęłam pod nosem. Nawet Patrick dziwnie się zachowywał. Czy wszyscy się na mnie uwzięli?
  Położyłam się na łóżku. Chciałabym już z niego nie wstawać.
  Irytowało mnie, że wszyscy mnie spowalniali. Najchętniej już bym wyruszyła, naprawdę sama, ale to byłoby... bezsensu.
  Nagle w głowie pojawiła mi się nowa myśl, przyznam, że nieco głupia i szalona.
  Wstałam z łóżka i szybko wyszłam z pokoju.
- Rebecca? - krzyknęłam. Nie było jej w swoim wnętrzu, więc sama do niego weszłam. Sprawdziłam, czy nikt mnie nie widzi.
  Otworzyłam jedną z szuflad, jednak nie znalazłam w niej tego, czego szukałam. Tak z paroma następnymi. Otworzyłam komodę.
- W końcu - mruknęłam. Przewertowałam jej notatki dotyczące naszej podróży. Znalazłam kartkę, na której napisała adres i nazwę hotelu w Rzymie, w którym mieliśmy się zatrzymać. Wyczytałam, że nocleg został już zapłacony. Znalazłam długopis i spisałam sobie te informacje na świstek jakiegoś papieru, który wsunęłam do kieszeni swoich jeansów. Znalazłam też jedną, małą mapę, którą również zabrałam.
- Przepraszam, Rebecca - szepnęłam. - Nie powinnam grzebać ci w rzeczach.
  Z potrzebnymi informacjami wyszłam z pokoju, który zamknęłam. Po drodze zaszłam do swojego, żeby wziąć bluzę i małą torebkę, do której wrzuciłam potrzebne, podstawowe rzeczy, typu telefon komórkowy, ładowarka, chusteczki, szczoteczka do zębów. Zamknęłam drzwi. Powoli i cicho zeszłam po schodach. Z pałacyku wyszłam bocznymi drzwiami i podążyłam ścieżką w stronę furtki, co chwilę się odwracając, czy nikt mnie nie widzi.
  Wyszłam na ulicę.
  Korzystałam z tego, że nie zaczęły mnie jeszcze dręczyć wyrzuty sumienia, ale działałam chyba pod wpływem impulsu i emocji.
  Szczerze mówiąc, wolałam to, niż bezczynne siedzenie z przyjaciółmi.
  Uświadomiłam sobie jeszcze inne sprawy.
  Anderka będzie na mnie wściekła.
  Rodzice nadal nie wiedzą o całej tej sytuacji. Może nawet to dobrze? Nie chciałam już nikogo denerwować, gnębić, zasmucać, i tak już dużo ludzi marnuje sobie przeze mnie życie.
  Wyjęłam z torebki komórkę i moje zapiski, które przygotowałam jeszcze przed wyruszeniem do Rzymu. Musiałam zadzwonić po taksówkę, przecież sama nie dojdę do tego hotelu!
  Zirytowana zaczęłam konwersację w języku angielskim z nieco oszołomionym taksówkarzem, który chyba sądził, że rozmowa po angielsku z klientem to ostatnia rzecz na świecie, która mogłaby mu się przydarzyć. Po dziesięciominutowej męce zdołałam mu przemówić, żeby przyjechał po mnie na adres, który mu podałam.
  Podczas czekania zarzuciłam sobie na plecy bluzę i usiadłam na ławce stojącej obok. Przeliczyłam pieniądze, których trochę podebrałam Rebecce. Z jednej strony było mi trochę głupio, bo zwyczajnie ją okradłam, ale pomyślałam, że nie powinna być na mnie zła, w końcu jest moją przyjaciółką, która ma świadomość, w jakiej zostałam sytuacji zostałam postawiona.
  Po paru minutach podjechał samochód. Wgramoliłam się do środka, mrucząc niezrozumiałe "Dzień dobry" i bez słowa pokazałam mu kartkę z adresem. Oddał mi ją i poprowadził samochód w stronę centrum Rzymu.
  Miasto tętniło życiem. Wszędzie krążyli ludzie, jedni mieli torby z zakupami, drudzy spieszyli do pracy, albo zwyczajnie wyszli na spacer. Poczułam się trochę, jakbym była sama na wakacjach, nie mając pozwolenia od rodziców. Szczerze mówiąc, Rzym zawsze mi się podobał, nie wiedziałam tylko, że przybędę tu kiedyś w takich okolicznościach.
  Wkrótce taksówkarz zaparkował pod niewielkim, jednak zachęcająco wyglądającym hotelem. Zapłaciłam mu i wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiczkami.
  Westchnęłam głęboko i weszłam do środka, rozpoczynając już naprawdę swoją przygodę.
cdn

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

OoO zaczyna się ^^ ;D

Nejtl pisze...

O, jak fajnie. Coraz ciekawiej się robi <:

Domi209 pisze...

Zaczyna się dziać..

Nejtl pisze...

Mam takie małe pytanko: sprzedajesz swoje konto na Stardoll?

adctu pisze...

@Nejtl nie :)