sobota, 30 czerwca 2012

XXXIII

- Nie, Patrick! Nie rób tego!
  Na sam dźwięk jej głosu gwałtownie się zatrzymałem, tuż za Lucy, która nie ruszyła się ani centymetr, natomiast trzymała w ręku insendulę. 
  Victoria chyba jednak tego nie zauważyła... a może i tak? W ułamku sekundy pokonała dzielący nas dystans, wpadając prosto w Lucy, która chyba tylko na to czekała. Ręce Victorii błądziły na jej szyi, żeby tylko je uścisnąć w śmiertelnym geście.
  Nie udało jej się.
  Jednym, szybkim gestem Lucy wbiła insendulę prosto w jej serce. Victoria nie zdawała chyba sobie sprawy z tego, jak owa insendula, która wyglądała jak najzwyczajniejsza na świecie szpilka, miała nieco groźniejsze właściwości.
  Bezradnie spojrzałem na jej spadające na ziemię ciało. Jej głowa opadła na stopy Lucy, która zareagowała na to szybkim kopniakiem. Insendulę wrzuciła do swojej kieszonki w sukience. Odwróciła się do mnie. Stałem jak ostatni idiota, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Co poradzić, pomyśleć, zaplanować.
  Chyba nigdy nie miałem takiej pustki w głowie.
  Lucy spojrzała mi prosto, głęboko w oczy. Nie odwróciłem wzroku ani na chwilę. Ba, nawet nie mrugnąłem. Zastanawiałem się tylko, czy ma ochotę zabić również i mnie, czy będzie chciała jeszcze się pobawić z nami w kotka i myszkę, czy po prostu wyruszy do Ametystianii i Zły Smok bez żadnych przeszkód obejmie władzę nad całym światem, a Lucy, ta prawdziwa Lucy, opadnie na ziemię niczym porzucona marionetka, z duszą naznaczoną już przez siły, których do końca nikt nie zna, bez żadnej przyszłości.
  Cóż, chyba jednak nie miała zamiaru mnie zabić. Z nijakim wyrazem twarzy, depcząc po Victorii, odeszła, bardzo wolnym krokiem.
  Spojrzałem na ciało Victorii. Włosy, całe w piachu, rozrzucone były po ziemi, na której leżała. Zamknięte oczy, żadnego uśmiechu. Po prostu... jakby odeszła i doskonale wiedziała o tym, że to jest ten moment, kiedy dla niej wszystko ma być skończone. Żadnego zaskoczenia, nic, kompletnie.
  Jej gwiazdka na nadgarstku była jeszcze intensywniejsza, czerwonoczarny kolor jeszcze bardziej rzucał się w oczy.
  Z zaskoczeniem i zdziwieniem zauważyłem, że na jej drugim nadgarstku... była druga gwiazdka. Z tą różnicą, że była czarna, zamalowana.
  Ten widok chyba był przełomem, bo raptownie odwróciłem się w stronę Lucy, która powoli odchodziła.
- Nathan! - krzyknąłem rozpaczliwie. - Łapcie ją, do cholery!
  Nathan, drżąc na całym ciele, pobiegł w jej stronę.
- Nathan, INSENDULA! - Rebecca wrzasnęła rozpaczliwie.
- Lucy! - Nathan się zatrzymał. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. - Czy ty naprawdę chcesz nas zabić? Mnie?
  Rebecca wolnym krokiem odsunęła się, minęła mnie i wyciągnęła telefon, z którego widocznie chciała zadzwonić po Toma i Sarah.
- Zabiłaś Victorię - stwierdził. Lucy odwróciła się do niego. - Zabiłaś.
- To dobrze - odparła lekko. Westchnąłem głęboko, powstrzymując się przed podejściem do niej i daniem jej w twarz. Nigdy nie biłem kobiet, nawet nie miałem zamiaru tego zrobić, ale...
  ... ale nawet nie wiem, co się ze mną stało w chwili, gdy oglądałem konającą Victorię, wiedząc, że nic się nie da zrobić.
  Przecież się w niej nie zakochałem.
  Chyba.
  Kątem oka zauważyłem, że pojawił się Tom, za nim Sarah, która wyglądała na lekko przerażoną i nie chciała się zbliżać, ale Rebecca gestem ją przywołała.
  Nawet lekko się ucieszyłem, że przybyli, bo nie miałem nawet siły im pomóc w jej łapaniu. Klęknąłem obok Victorii. Poczułem się po prostu okropnie.
  Tom i Nathan zaatakowali Lucy, chcąc jej równocześnie zabrać ową groźną szpilkę. Niestety, przeliczyli się. Lucy nie użyła insenduli. Wokół niej pojawiła się gęsta, ciemna powłoka, która widocznie pochodziła od Złego Smoka i doskonale ją chroniła. Niewzruszona odeszła, wykonując wolę swojego bóstwa.
- Ona nie mogła umrzeć, insendula... jest śmiertelna, ale... ale Smok... - dopiero teraz doszło do mnie to, co mówiła Sarah. Pochylała się nad Victorią, drżącymi rękoma dotykała miejsca, gdzie Vica została śmiertelnie zraniona.
- Jest jakaś iskierka nadziei? Sarah! - Rebecca potrząsnęła jej ramieniem.
- Do jasnej cholery! - jęknąłem. Byłem dosłownie załamany. - Nic nam się nie udało.
  Zachciało mi się nawet płakać. To było wręcz śmieszne uczucie. Sarah i Rebecca dyskutowały na temat insenduli, Sarah próbowała wytłumaczyć jej znaczenie, jakby naprawdę wierzyła, że to jeszcze nie koniec.
  Jednak ja, spoglądając na jej twarz, nie miałem takiej nadziei.
  Dla mnie bez Victorii nic nie miało sensu. Chciałem wstać, otrzepać się i wrócić, byle nie do Ametystianii, bo tam niedługo zacznie się piekło.
  Pamiętam, jak anderka zaczęła mi przedstawiać w arquadzie całą tą sytuację. Poczułem się, jakbym zawiódł wszystkich. Nie zdążyłem nawet potrenować z Victorią. Czego my od niej wymagaliśmy? Zamiast jej pomóc, ciągle przekładaliśmy podróż do Rzymu, jakbyśmy na siłę tego chcieli uniknąć. Victoria czuła, że to od niej zależą losy miejsca, w którym miała  żyć. Ile tam przebyła czasu? Trzy-cztery, może pięć, tygodni?
  Przekląłem pod nosem. Położyłem się obok Victorii, chowając twarz w dłoniach, żeby nikt nie zobaczył spływającej łzy po moim policzku.
cdn

__________________________________
Wakacje! A co za tym idzie... rychły koniec tej historii :) Nie wiem, czy to dobra czy zła wiadomość, sami zdecydujcie :x
follow me on twitter: @LadyCatherinex3

5 komentarzy:

Nejtl pisze...

ONA UMARŁA? :O

Anonimowy pisze...

Byłoby naprawdę kól, gdyby umarła, lubię, kiedy bohaterowie nagle tracą życie.

NIE KOŃCZ! *_*

Domi209 pisze...

Ja pierdziele...umarła.
Myślałam,ze jeszcze z kilka rozdziałów będzie.
A nie masz jeszcze innych pomysłów? :D
Poza tym wesołych i przyjemnych wakacji!Żebyś się nie nudziła! :)

Nejtl pisze...

Na koniec się nie zgadzam, absolutnie.

Anonimowy pisze...

ONA NIE MOZE UMRZEC !nooooo! :<<<