sobota, 7 lipca 2012

XXXIV

   Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Pomimo marudzenia i niepewności Nathana, wziąłem Victorię na ręce i nie chciałem jej nikomu oddać. Sarah i Rebecca szybkim krokiem prowadziły nas w stronę, gdzie zaparkował Chris. Cały czas rozmawiały o tym, co się stało. Sarah, ku mojemu zdziwieniu, nie wyglądała na załamaną. Widocznie cały czas miała nadzieję, że można ją uratować.
  Pomimo, że byłem świadomy faktu, że Vica po prostu... odeszła, w moim sercu tkwiła jeszcze jakaś najmniejsza cząsteczka nadziei. Chciałem natychmiast spytać się Sarah, co planuje zrobić, ale czułem się potwornie zmęczony.
  Nathan otworzył drzwiczki samochody Chrisa, który wypalał papierosa. Na nasz widok, właściwie na widok Victorii, otworzył przerażony usta, wyrzucił przez okno niedopałek i wrzucił do buzi dwie drażetki miętowej gumy.
- Och, nie - powiedział przerażony. - Jaja sobie robicie? Przecież ona śpi, nie?
- Zamknij się - burknąłem. Delikatnie położyłem jej głowę na moich kolanach. - Sarah?
- Tak, Patrick? - odwróciła się z przedniego siedzenia.
- Co to jest? - pokazałem drugi nadgarstek Victorii, na którym była druga gwiazdka, tylko zupełnie inna, niż taka, którą ma każdy Ametystianin.
- Właśnie... właśnie tego nie rozumiem - wyjąkała.
- Powiedz mi, że ją przywrócisz do życia, jesteś adoratką! - krzyknąłem błagalnie.
- Patrick... - nie wiedziała, co powiedzieć. - Ja... ja przepraszam.
- Nie wierzę, nie wierzę - Chris mruczał pod nosem. - To jakaś komedia, to nie tak miało być! Dlaczego jej nie powstrzymałeś, Patrick?
- Zamknij się, dobrze ci radzę - powtórzyłem.
- To nie jego wina - szepnęła Rebecca.
  Chris, widząc, że nikt nie ma zamiaru dalej prowadzić z nim jakiejkolwiek konwersacji, skupił się na jeździe.
  Nawet nie minęło pół godziny drogi, kiedy zaparkowaliśmy przed pałacykiem Elizabeth. Pospiesznie wysiedliśmy.
- Daj, zaraz się z nią wywrócisz, wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć - Tom wyciągnął ręce po Victorię.
- Zostaw! - warknąłem i jeszcze bardziej przycisnąłem ją do siebie. Wzruszył ramionami i odszedł.
- Trzeba ją położyć na łóżku, najlepiej tam w salonie, gdzie wszyscy przebywamy - powiedziała do mnie Sarah, otwierając jednocześnie drzwi. Bez żadnego słowa przywitania wparowałem do posiadłości, w stronę salonu, nie odwracając się, czy ktoś mnie widzi, goni, chce zatrzymać.
  Ułożyłem ją delikatnie na łóżku. Poprawiłem poduszkę pod jej głową i przykryłem ją miękkim kocem.
  Odwróciłem się i przeżyłem niemały szok.
- Na Smoka! - krzyknąłem. - Noa-Wier, ja... co...
- Anderka, po prostu anderka, nienawidzę, jak ktoś mówi mi po imieniu - długowłosa kobieta stanęła obok mnie i spojrzała na Victorię.
- Tak, wiem, spieprzyłem sprawę - mruknąłem. Chciałem się wycofać, wyrzuty sumienia powoli zaczęły mnie gryźć.
- Przestań! - krzyknęła na mnie Angelika. - Doskonale wiemy, co się stało. W niczym nie zawiniłeś.
- Skąd wiecie? Nie było was z nami. Ze mną.
  Angelika szturchnęła w ramię kobietę stojącą obok niej. Również starsza.
  Zmrużyłem oczy. Skąd ja ją znałem?
- Kim pani jest? - spytałem.
- To adoratka, która ma najpotężniejszą moc w całej Ametystianii - odpowiedział szybko Nathan. - Była z nami wtedy, kiedy byliśmy na spotkaniu w bibliotece w arquadzie, jeszcze przed wyruszeniem do Rzymu, wtedy Lucy chciała nas zaatakować, jedyny ją widziałem. Khyer. Khyer-Aer.
- Ach, no tak - mruknąłem.
- Mnie pamiętasz, tak? - zironizowała anderka.
- Tak - odpowiedziałem, z lekkim sarkazmem.
- To dobrze.
- Również się cieszę.
- Kiedy tu przybyłyście? - spytała Rebecca.
- Dokładnie zaraz po tym, jak uciekła Victoria i pojechaliście ją szukać - odparła Noa-Wier.
- Jej wina - mruknął Chris. - Nikt jej nie wyrzucał.
- Chris, nikt nie ma ochoty prowadzić z tobą bezsensownych rozmów, wręcz przeciwnie- możesz stąd iść! - zdenerwowałem się.
- W porządku! - powiedział, obruszony. - Idę!
  Z niezadowoleniem wyszedł z wielkiego domu, przez nikogo niezatrzymywany.
- Jak jest w Ametystianii, anderko? - spytała cicho Angelika.
- Smutno - odparła. - Tak... bez życia. Dawno, bardzo dawno tak nie było.
- A teraz? Co teraz będzie?
- To jeszcze nie koniec.
- Żeby Zły Smok mógł całkowicie zawładnąć Ametystianią, Lucy musi zniszczyć jej ciało. Zabicie to jedno, trzeba zatrzeć ślady.
- Nie tylko Lucy może to zrobić - wtrąciła adoratka.
- Przepraszam, że się wetnę - rzekłem - ale co to, do cholery, ma znaczyć?!
  Podniosłem nadgarstek Victorii z tajemniczą gwiazdą.
- Jak będziesz mi przerywać, to się nie dowiesz - powiedziała zniecierpliwiona Khyer. - Jak mówiłam, nie tylko Lucy może zniszczyć ciało Victorii. Mogą to zrobić poddani Złego Smoka. Według Dragens Sulte, Zły Smok w chwili, kiedy niewiele mu brakuje do objęcia całkowitej władzy, powołuje do życia ze swojego królestwa zmarłe, obłąkane dusze dawnych Ametystianów. Ta czarna gwiazdka na jej nadgarstku pochodzi od niego. Po tej bliźnie jego poddani ją rozpoznają i będą wiedzieli, że to jej ciało trzeba zniszczyć.
- Jak zniszczyć? - spytała Sarah.
- To proste, spalić. Wtedy zostanie sam popiół, który rozniesie się po całym świecie, i już nigdy nie będzie mógł się złączyć w jedną całość.
- Czyli musimy za wszelką cenę chronić jej ciało. Ale... co z duszą? Ona... istnieje?
- Istnieje. Jeśli będzie zbyt długi czas bez kontaktu z ciałem, zniknie. Musimy ją jak najszybciej połączyć z ciałem, wtedy Victoria ożyje.
- Jakim sposobem to zrobić?
- Potrzebna jest tylko odrobina krwi mężczyzny, który ją kocha.
- Nie ma z nami Harolda - mruknęła Angelika. - W tym Lucy nad przechytrzyła.
- Jest jeszcze ktoś - odezwał się Nathan.
- Ty? - zdziwiła się Sarah. - Przecież... no wiesz... Lucy i ty...
- Nie ja! - zaprzeczył. Spojrzał badawczo na mnie.
  Zrobiło mi się raptownie gorąco. Serce w piersi zaczęło mi szybciej bić.
  Wszystkie spojrzenia zostały zwrócone na mnie.
- Przecież Patrick zakochał się w Victorii - stwierdził.
  Cóż, Patrick, widocznie przez cały ten czas oszukiwałeś samego siebie.
cdn

3 komentarze:

Domi209 pisze...

Świetne!
Ufff,jednak ożyje.

Anonimowy pisze...

dawaj następny! :o

Nejtl pisze...

Wiedziałam, że da się ją jakoś przywrócić do świata żywych. Fajnie, fajnie :)