wtorek, 13 marca 2012

XII

  Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Leżałam obok nieprzytomnego Nathana, który wyglądał, jakby spał, jednak miałam tą świadomość, że to nie jest sen, tylko walka ze śmiercią. Rozglądałam się dookoła, poszukując Angeliki wzrokiem. Minęło dobre dziesięć minut, zanim się pojawiła. Zdyszana przybiegła z Andrewem, który od razu zaczął potrząsać Nathanem.
- Na Smoka, przestań nim tak trząść i powiedz mi lepiej, co mamy teraz zrobić! - krzyknęła do Andrewa Angelika. - Nie mogę na to patrzeć! Mam już dosyć tych szpitali na jeden tydzień! Przecież wczoraj ledwo co Victoria z niego wyszła!
- Moja wina? - burknął. - Nie krzycz, bo to w niczym nie pomoże. Przecież nie zrobię mu usta-usta.
- A to dlaczego?
- Bo... nie umiem - Andrew sam się zdziwił swoim wyznaniem. - Chyba jednak nie ominie nas kolejna wizyta w uzdrowisku. Lepiej daj znać Haroldowi.
- To uzdrowisko robi się już nudne! Poza tym, Harold dziś pracuje.
- To nic nie szkodzi. Zadzwoń.
  Zdenerwowałam się. Nathan mógł lada chwila wyzionąć ducha, a oni rozmawiają o Haroldzie?
- Zróbmy coś, a nie siedzimy i gadamy! Do szpitala za daleko, za to do mojego domu jest blisko! - zaproponowałam.
- Rusz dupę - burknęła Angelika. Andrew wziął szybkim ruchem Nathana na ręce. Trochę to dziwnie wyglądało ze względu na to, że Andrew sprawia wrażenie słabego chłopaka, a tak naprawdę jest silny.
  Bez zbędnych ogródek zaprowadziłam ich do swojego domu. Krótka droga ciągnęła się, jakby miała przynajmniej ze sto kilometrów. Wpuściwszy ich w swoje skromne (ha!) progi, kazałam Nathana położyć na kanapie. Andrew tak zrobił, i bezradnie spojrzał na Angelikę.
- I co teraz? - spytał się.
- Jesteś jedynym facetem, zrób coś! - krzyknęła Angelika. Była naprawdę spanikowana, chociaż dobrze to kamuflowała.
- Nie jestem jedynym, jest jeszcze Nathan...
- Jasna cholera! - krzyknęłam wściekła. - Angelika, jakiego ty masz zamulonego chłopaka, że głowa mała! Mam go powoli dosyć! Dzwoń po Harolda! Andrew, idź po anderkę, nie wiem!
- Wiem! - burknęła Angelika i wyjęła z kieszeni dotykowy telefon.
- Anderka jest teraz w arquadzie... - zaczął Andrew, jednak chyba zobaczył mój wściekły wyraz twarzy, bo zaraz niepewnie dodał: - ale chyba dam radę tutaj ją jakoś przyciągnąć.
  Powiedziawszy to, wyszedł z domu i potruchtał w stronę szkoły. Matko, jak ten chłopak mnie denerwuje! Nie rozumiem Angeliki, dlaczego wybrała sobie taką osobę. Nie dość, że sprawiał wrażenie wiecznie śpiącego, chociaż "w środku" był cały czas aktywny, to miał bardzo wolne ruchy i wszystko mało go interesowało. Spojrzałam na Nathana i załamałam ręce. Chłopak wyglądał, jakby skonał. Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak nie mogłam się popłakać, bo to w niczym by mi nie pomogło. Jednak nie mogłam znieść myśli, że chłopak, który prawie oddał za mnie życie, miał umrzeć na mojej kanapie w moim domu, obok mnie.
- Nie, nie, nie! - mruczałam, robiąc kółka po pokoju, co zdradzało moje zdenerwowanie. Chciałam zrobić sobie jakąś herbatkę na uspokojenie, jednak ręce tak mi się trzęsły, że nie mogłam niczego złapać.
  Na Smoka! Chłopak umiera u ciebie w pokoju, a ty chcesz pić ziółka?
- Harold? Nathan zaraz umrze.
- NAWET TAK NIE MÓW! - wydarłam się na Angelikę, gdy tylko usłyszałam to, co mówi przez telefon do Harolda. Biedaczka tak się wystraszyła, że telefon wypadł jej z ręki na podłogę, a przy tym włączyła się funkcja głośnomówiącą. Harold zamilkł.
- Zamknij się, dobrze? - burknęła Angelika, stojąc bezruchu. - Źle to ujęłam. Leży na łóżku w domu Victorii i zaraz skona. Nie wiemy, co robić. Andrew pobiegł po anderkę, ale czy to coś da? Harold?
  Usłyszałam ciche przekleństwo. Wulgarny wyraz zabawnie się kontrastował z delikatnym śpiewem ptaków w tle. Harold musiał być gdzieś na łączce czy w lesie. Dziwne, czego on tam szuka?
- I CO TAK STOICIE? RATUJCIE GO! - zaczął nagle wrzeszczeć. Razem z Angeliką podskoczyłyśmy ze strachu.
- Ale co my mamy robić?! Do jasnej cholery!
- Nie bądźcie mięczakami! Nie pozwolę, by mój przyjaciel u m a r ł.
  Nagle Angelika podniosła się.
- Harold, a bulkerstum pomoże?
- Jeszcze się pytasz?! Oczywiście, że tak!
- Co to bulkerstum? - wtrąciłam. Angelika zignorowała moje pytanie i zaczęła grzebać w swojej torbie. Wyciągnęła z niej małą buteleczkę z dziwnym, gęstym zielonym napojem w środku. Fuj!
- Daj mi kubek, masz?
  Podałam jej z szafki kuchennej szklankę. Angelika nalała do połowy szklanki dziwną miksturę, którą z trudem wlała Nathanowi do ust.
- Ble!
- "Ble"? To mu pomoże!
- Ale co to jest?
- Bulkerstum to taki jakby... hm, dopalacz?
- Co?! Dajecie mu dopalacz?!
- To nie... kurczę, to taki jakby lek, co dodaje siły i energii. Takiego małego kopa.
- I to mu ma niby pomóc, bo wątpię?
- Jak jeszcze raz mi powiesz, że wątpisz w to, co robię, to dostaniesz. To go chociaż trochę wybudzi, bo on jest nieprzytomny. W Ametystianii mamy dużo takich jakby leków, które naprawdę pomagają. Chociażby ten krem co wczoraj dostałaś na siniaki.
- No tak.
  Angelika odłożyła "lek" i spojrzała na telefon.
- Harold? Jesteś tam?
  Harold nie odezwał się. Widocznie przerwał połączenie.
- Dziwne, nigdy tak bez słowa nie kończy rozmowy - powiedziała Angela, oglądając uważnie telefon, jakby wątpiła, czy jest jej.
- Może niechcący nadepnęłaś na przycisk?
- Może, chociażby oddzwonił.
  Wzruszyłam ramionami. Nagle drzwi otworzyły się. Andrew przyprowadził anderkę, która wyglądała na jednocześnie zmęczoną i zdenerwowaną. Podeszła do Nathana.
- Dzieciaki! - krzyknęła. - Czy wy codziennie musicie mnie wołać z jakimiś drastycznymi sytuacjami? Bijatyka Lucy z Victorią, teraz Nathan pobił się z jakimś zakapturzonym gówniarzem, a wy już, że umiera. Litości!
- Bo umierał - wtrąciła cicho Angelika. - Tylko dałam mu trochę bulkerstum. To mu pewnie jakoś pomogło.
- Widocznie tak - przytaknęła Noa-Wier. - Mimo to proszę was, nie męczcie mnie. Odkąd pojawiła się Victoria, coś jest nie tak.
  Anderka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Zdenerwowałam się ponownie.
- No jasne, pojawiłam się w tej całej Ametystianii i nagle złe moce, Zły Smok, bijatyki, agresja! To oczywiście moja wina, nie? Może Lucy miała rację, przyszłam i się rządzę.
- Och, przestań! - rzekła Angela. - Nie zachowuj się teraz jak dziecko. Jak pisze w Dragens Sulte, Zły Smok ma powrócić. To nie jest tak, że panuje wieczne szczęście. Nic nie jest idealne, pamiętasz? Nikt nigdy nie wiedział, kiedy te złe moce się pojawią. To, co się ostatnio dzieje, to zbieg okoliczności, który nie ma z tobą nic wspólnego. To głównie wina Lucy.
  Zdało mi się, że na dźwięk imienia Lucy, Nathanowi zadrżała powieka. Również Andrew badawczo zerknął na twarz Nathana.
  Nagle usłyszałam głośne kroki i huk. Drzwi ponownie się otworzyły, a w nich stanął zasapany Harold, który chwilę po wejściu padł na podłogę.
- O kurwa! - sapnął głośno.
- Harold! - krzyknęła anderka. Angelika zaczęła się śmiać, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Ups, wymsknęło mi się - mruknął Harold, leżąc twarzą do podłogi. - Victoria, powiedz mi, że masz wodę.
- Mam wodę - odparłam.
- Dziękuję.
  Podałam mu szklankę z zimną wodą. Usiadł na podłodze, uśmiechnął się, złapał szklankę i zaczął łapczywie pić.
  Gdy zaspokoił swoje pragnienie, poderwał się z podłogi i podreptał do Nathana.
- Nathan! Nathaan, kur...
  Anderka spojrzała na niego surowo.
- ...czę.
  Angelika parsknęła.
- Nathan, hej! Nie odchodź, potrzebujemy ciebie. Przecież mówiłeś mi jeszcze wczoraj, że chciałbyś oprowadzić Victorię po szkole, a takie numery odstawiasz! - puścił do mnie oczko. Zarumieniłam się. - I płakałeś ze mną całe dwa dni, jak Lucy ją uderzyła - dodał.
- Lucy? Gdzie jesteś? - Nathan podniósł się nagle i rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju. Twarz każdej osoby znajdującej się w pokoju pomijał wzrokiem bez większego zainteresowania. Zabolało mnie serce. Wiedziałam, że nie znajdzie tej jednej jedynej twarzy, którą chciałby zobaczyć.
  On ją kocha tak mocno, że chce się płakać.
- Nie ma jej tu - mruknął Harold. - Dlatego musisz wstać i nam pomóc. Żeby ją uratować. Żeby wygonić Złego Smoka z jej duszy.
- Żeby w ogóle ją znaleźć - dodałam cicho.
  Nathan wyglądał jak mumia. Zawinięty w białym kocu, pocierał rękoma obolałe oczy.
- No, dobra - szepnął. - Ale ja ją widziałem.
- Nie ma jej tu - odparł łagodnie Harold.
- Była. Stała obok Victorii. Tutaj, w tym pokoju. Była jak cień. Miała pocięte ręce. Jej blizna pod okiem była czerwonoczarna.
  Przełknęłam ślinę niespokojnie. Spojrzałam na swoją lewą stronę, gdzie pokazywał palcem Nathan. Przecież Lucy tu nie było... chyba.
- Tutaj nikogo nie było - zaprotestowałam. Kątem oka zobaczyłam jakąś karteczkę przy drzwiach. Podeszłam do nich i podniosłam kawałek kartki.
  Wstrzymałam oddech.
  Na niej był kolejny napis, widocznie napisany przez tą samą osobę, bo pismo miało taki sam charakter.
  Gotowa?
cdn

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ojojo :D Alee zaczyna sie dziać . <3 . Jaaaaaaa cie . mam na dziejęę że Nathan będzie z Victorią ;) <3 ;***

Anonimowy pisze...

i znowu mi ucięłaś kiedy się wczytałam xD <3
ale swietne.
i także mam nadzieję, że Viki będzie z Nathanem :*
by A.

Domi209 pisze...

Zaczyna robić się coraz ciekawie.
Mam nadzieje,że Victoria będzie z Nathanem :D
Czekam na więcej!

Domi209 pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
meg pisze...

łołołoło! Co jak co, ale końcówki rozdziałów to piszesz cudne. Ty przebiegła istoto, aż chce się wrócić.

Anonimowy pisze...

OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG ! :OO I Ty mi tam nawet nie narzekaj , że przeżywam ! xD

Nejtl pisze...

Anonimowy x2 + Domi209 - nie, nie, nie! Czemu z Nathanem? Harold lepszy. Taki opiekuńczy, miły, troskliwy, wrażliwy i wyluzowany - kupcie mi takiego! Kurczę, z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej :)

meg pisze...

Zgadzam się z Nejtl - też wolę Harolda.

Domi209 pisze...

Nie no dziewczęta :D Oboje chłopcy są boscy i wo gule! Myślę,że Harold będzie z Victorią,a Nathan sobie kogoś innego znajdzie. ^^
Czekamy,czekam Kasieńko!!