sobota, 24 marca 2012

XV

  Pierwszy do klasy wszedł Nathan, a ja zaraz po nim. Znalazłam się w centrum uwagi. Wszystkie spojrzenia zostały skupione na mnie. Poczułam się niezręcznie.
  Mężczyzna z okularami na nosie spojrzał na nas zza biurka.
- Nathan, dlaczego się spóźniłeś z nową koleżanką? - zapytał, odsuwając podręcznik.
- To moja wina, Nathan po mnie przyszedł, a ja za późno wstałam i nie zdążyłam - wyrwało mi się. Zarumieniłam się. Spojrzenia stały się coraz bardziej uciążliwe. Nathan uśmiechnął się pod nosem.
- Skoro tak, to usiądźcie - powiedział nauczyciel. Nathan usiadł w ostatniej ławce. Ze zdziwieniem zauważyłam, że każdy siedzi osobno przy ładnych i zadbanych biurkach, a na krzesłach położone były miękkie poduszki.
- Victoria, ty zajmij miejsce w trzeciej ławce, tam przy oknie jest wolne - nauczyciel wskazał miejsce palcem. Posłusznie podeszłam do swojego miejsca i usiadłam na krześle. Siedziałam przed jakąś dziewczyną z krótkimi rudymi włosami, a za mną był chłopak w szarej bluzie. Zerknęłam przez ramię. Przed Nathanem siedziała niejaka blondynka w zielonej bluzeczce i w jeansowych ogrodniczkach. Odwróciła się do niego i zaczęła coś mówić, uśmiechając się. Nathan coś do niej szepnął i się odwróciła. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, jednak był to sztuczny uśmiech.
  Profesor dał mi i Nathanowi podręczniki od matematyki. Poczułam się jak w najzwyklejszej na świecie szkole.
- Victoria, nie mamy w tej szkole zwyczaju nosić zeszytów i pisać tematów. Po prostu rozwiązujemy testy, które chowamy do teczek.
- Mhm - mruknęłam, przeczesując włosy.
- Czyli wracając do lekcji - zaczął mówić nauczyciel - rozdam testy, które rozwiążecie, a macie na to piętnaście minut. Potem je sprawdzimy.
  Profesor zaczął rozdawać kartki. Spojrzałam na treść pierwszego zadania.
  Upiorną matematykę czas zacząć.

  Westchnęłam z ulgą, kiedy zadzwonił dzwonek informujący o końcu lekcji. Kartkę z zadaniami zwinęłam w rulonik i podałam nauczycielowi. Z klasy wyszłam razem z Nathanem.
- Nienawidzę matematyki - powiedziałam.
- Fakt, wyglądałaś jakbyś nie wiedziała co się dzieje - odpowiedział, unosząc znacząco brew.
- Odezwał się matematyczny mistrz!
- Ha! Nie chcę się chwalić, ale do odpowiedzi dzisiaj zgłosiłem się dwa razy.
- Cześć, Nathan! - krzyknęła ta sama blondynka, która odwróciła się do Nathana na matematyce.
- Przecież już się ze mną witałaś! - skrzywił się.
- No tak, ale... hm...
  Dziewczyna widocznie się zmieszała. Wysoka postać w jeansowych ogrodniczkach, z blond włosami sięgającymi na oko do karku i w trampach stała naprzeciwko Nathana, aż w końcu odwróciła się do mnie.
- A ty kto? - zmierzyła mnie wzrokiem. - Jesteś chyba nowa, co nie?
- Jak widać! - burknęłam.
- To jest ta Victoria, którą uratowałeś? - rzekła dziewczyna, kładąc nacisk na słowo "uratowałeś". - Co na to Lucy?...
  Zdenerwowałam się.
- Co cię to tak interesuje? - fuknęłam.
- Maggie, tą kwestię zostawmy w spokoju. Tak, uratowałem ją, w czymś ci to przeszkadza? - Nathan zniecierpliwił się. Temat Lucy widocznie go drażnił.
  Czyli ta denerwująca blondynka ma na imię Maggie!
- O... okej. Do zobaczenia - powiedziała, odchodząc.
- Chyba jej nie lubisz, co? - powiedziałam do Nathana.
- Nie lubię - potwierdził. - Jest głupia i mnie ciągle podrywa.
- Masz wielbicielki.
- Żeby chociaż była ładna! - Nathan spojrzał na nią. - Nijakie włosy, sztuczne cycki, wielki tyłek, a wyraz twarzy przypomina mi krowę.
  Wybuchnęłam śmiechem. Nathan trafił w same sedno.
  Przeszliśmy przez korytarz do schodów, kiedy z sali naprzeciwko wyszła Angelika z Andrewem. Kątem oka przeczytałam na kartce, że jest to klasa, w której uczy anderka biologii.
- Victoria! Jak się masz? - przytuliła mnie po przyjacielsku.
- W porządku - odparłam, poprawiając włosy.
- Anderka nas wołała, czeka w bibliotece - powiedziała.
- Co chciała? - spytał Nathan.
- A jak uważasz? Miała nam załatwić spotkanie z adoratkami - Andrew wzruszył ramionami.
- Więc chodźmy!
  Razem poszliśmy na drugie piętro budynku po schodach wykonanych z materiału, który przypominał marmur. Na samym końcu korytarza  były wielkie drzwi. Nathan popchnął je. Weszliśmy do biblioteki.
  Miejsce to wyglądało jak zaczarowane. Mnóstwo wielkich regałów wypełnionych po brzegi książkami, ciągnęło się po wielkiej i przestronnej sali. Podłoga została wyłożona miękką wykładziną, na której stało dużo kwiatów. Długie stoły z krzesłami stały przy oknach wokół całego pomieszczenia, przy niektórych miejscach leżały laptopy. Parę osób siedziało na kanapach i czytało jakieś książki lub gazety, które rozsypane spoczywały w wiklinowych koszykach. Po środku znajdowało się duże biurko, gdzie siedziała jakaś pani w okularach - pewnie bibliotekarka - a obok automat do robienia kawy i gorącej czekolady.
  Zawsze uwielbiałam biblioteki, niestety nigdy nie miałam okazji, żeby wstąpić do takiej pięknej. Wyglądała jak typowa stara biblioteka, która miała parę nowoczesnych akcentów, a przede wszystkim była utrzymana w porządku. Wszyscy znajdujący się w niej swobodnie się poruszali jak u siebie w domu. Wciągnęłam uwielbiany przeze mnie zapach papieru i tuszu. Teraz już wiem, gdzie będę mogła spędzać samotne wieczory.
- Czy ta biblioteka jest otwarta przez cały dzień? - mruknęłam do Angeliki.
- Tak, my weszliśmy drzwiami szkolnymi, ale tam są drugie, dla wszystkich - odparła, wskazując palcem drzwi znajdujące się obok dużego akwarium.
- Świetnie!
  Nathan podszedł do bibliotekarki siedzącej przy biurku i popijającą mocną kawę. Przez chwilę z nią porozmawiał, podziękował i zaprowadził nas do mniejszego pomieszczenia, najwyraźniej było to duże i eleganckie biuro.
- O! Już jesteście? Doskonale. Usiądźcie!
  Anderka siedziała przy biurku, a obok niej stała wychudzona kobieta o czarnych włosach i czarnych oczach w czarnej sukience. Wyglądała bardzo dziwnie, wręcz przerażająco. Tak samo musiał pomyśleć Nathan, bo wyglądał na zdziwionego i jednocześnie wystraszonego.
- Uważam, że jeden dzień bez szkoły nic nie zmieni - powiedziała Noa-Wier. - Mamy zbyt mało czasu na takie sprawy. Dlatego też przedstawiam wam adoratkę, Khyer-Aer.
- Usiądźcie - powtórzyła adoratka. Razem ze swoimi przyjaciółmi usiadłam na fotelach stojących za nami.
- Cała ta sytuacja nie wygląda optymistycznie, jeżeli miałabym być szczera, nie ma żadnych zalet tylko same wady, które musimy jak najszybciej zlikwidować, bo zaczną się zbierać i zbierać, aż w końcu problem będzie jeszcze większy niż jest teraz, a i tak osiągnął gigantyczne rozmiary - rzekła anderka, gładząc swoje bardzo długie włosy. - Khyer, Lucy została kolejny raz opętana. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że powtórzy się incydent, jaki miał miejsce parę lat temu, zanim Victoria tutaj przybyła, pamiętasz?
- Pamiętam - potwierdziła adoratka. - Znam tą historię. Powiedz mi lepiej, kiedy Lucy była tak bardzo zdenerwowana, że jej opętanie rozwinęło się do końca w jej duszy i stała się marionetką w rękach Złego Smoka?
- Lucy była zazdrosna o Victorię. Oskarżyła ją o romans z Nathanem - anderka stłumiła śmiech.
- Debilizm - mruknęłam pod nosem.
- Czyli złe moce rozwinęły się do końca w duszy Lucy przez takie błahostki? - zapytała zdumiona adoratka.
- Cóż, dla nastolatków to są życiowe problemy - zironizowała Noa-Wier.
- Nie, to niemożliwe, żeby mogła się tak bardzo zdenerwować przez takie coś. Jeszcze przed pojawieniem się Victorii musiało coś ją bardzo zdenerwować, coś, co nie dawało jej spokoju.
- Nathan? - anderka spojrzała pytająco na chłopaka. - Ty z nią najwięcej wtedy przebywałeś.
- Ale... nic... - Nathan podrapał się po głowie. - Hm, nie kłóciliśmy się, nic z tych rzeczy. Wydawała się być zupełnie normalna. Stała się dziwna wtedy, jak dowiedziała się, że muszę wyruszyć po Victorię.
- Może miała jakieś problemy i nie chciała ci o nich nic powiedzieć?
- Problemy to ona miała przez swoje całe nędzne życie - burknęła Angela. Uderzyłam ją lekko ramieniem.
- Jakie są zagrożenia wynikające z opętania Lucy? - zabrał głos Andrew.
- Jeśli zacznie rozpowiadać w świecie ludzkim o tym, że istnieje Ametystiania, zacznie pokazywać rzeczy, które są dopuszczalne tylko tutaj, na przykład Dragens Sulte, czyli po prostu będzie działała na naszą niekorzyść... to oznacza nasz koniec.
- Jest jeszcze kwestia Victorii - wtrąciła anderka. - Będzie próbowała ją zabić.
- Dlaczego? - spytałam, sztywniejąc.
- Ponieważ jesteś jedyną przeszkodą Złego Smoka - rzekła grobowym głosem adoratka. - Przeszkadzasz mu. Chce zawładnąć Ametystianią, ty mu w tym przeszkadzasz.
- Przecież jestem normalną dziewczyną - zaprotestowałam.
- Skoro na tobie spoczywa taka wielka odpowiedzialność, chyba nie jesteś zwyczajna. Nie dość, że masz dar, to masz w sobie nadzwyczajną siłę i odwagę. Nie czujesz tego, bo nie robisz niczego ekstremalnego, żyjesz swoim normalnym trybem, ale odczujesz to dopiero wtedy, kiedy się rozwiniesz.
- Rozwinę się w jakim sensie?
- Kiedy zaczniesz ufać sobie i swoim umiejętnościom, a nie ufasz. Uważasz, że nie umiesz zrobić najprostszego ćwiczenia gimnastycznego, a tak naprawdę wszystkie sztuki walki masz w jednym paluszku. Uważasz, że jesteś tchórzem, a jesteś bardzo odważna. Myślisz, że jesteś bardzo słaba, a masz w sobie nadludzką siłę. Musisz zaufać samej sobie, Victoria. Musisz uwierzyć swojej intuicji!
- Dla Złego Smoka kim ja mogę być? Gdybym miała z nim walczyć, padłabym po dwóch sekundach. Przecież to moc, jakiej nikt nie może sobie wyobrazić.
- Widzisz? Nie ufasz sobie. Jesteś silniejsza od Niego, Victoria. Dwa razy silniejsza.
- Promieniujesz swoją siłą. Zły Smok czuje się zagrożony. Dlatego postanawia opętać kolejne osoby. Żebyś sobie nie dała rady - powiedziała nagle Khyer. - Lucy... ona... ona jest...
  Kobieta nagle upadła. Wszyscy gwałtownie się podnieśliśmy.
- Idzie... ona... jest. ON W NIM JEST. Gdzieś tu... niedaleko... chce zabić... żądza władzy... cel zabicia... chęć zniszczenia.
- Widzenie - szepnęła anderka.
- Druga osoba... obok... nóż? Nadgarstek. Jest.
- Co? - bąknęłam oszołomiona. Spojrzałam na swoją fioletową bliznę. Nie taka powinna być.
- Ból... ból.
  Angelika zakryła swoje uszy, żeby nie musiała słuchać tego przerażającego głosu. Andrew objął ją silnymi ramionami. Nathan nagle odwrócił się do mnie.
- Lucy, NIE! Victoria, uważaj! Schowaj nadgarstek! NIE!!!
  Nathan popchnął mnie tak mocno, że upadłam. Zdezorientowana odwróciłam głowę. Nathan krzyczał i wił się w powietrzu, Angelika płakała, adoratka krzyczała a anderka stała pośrodku pokoju i obserwowała wszystko, co się dzieje. Wyglądało to z jednej strony komicznie, coś jak dom wariatów, ale z drugiej strony przerażająco. Nathan, cały czerwony, upadł obok.
- Czy tylko ja ją widziałem? Znowu? - wychrypiał.
- Tak, Nathanie - odparłam. - Tylko ty ją możesz widzieć. Chodzi za mną jak kot i próbuje mnie dorwać.
- Ale Khyer-Aer wyczuła ją obecność.
- Bo miała widzenie - powiedziała cicho anderka. - Za nic nie wolno zostawić samej Victorii. Musi ciągle być z kimś, kto chociaż w najmniejszym stopniu wyczuje ataki Lucy.
- Czyli z kim? - wyszeptałam.
- Ze mną - odparł cicho Nathan.
cdn
____________________________
Wybaczcie, że przez ten tydzień nic nie opublikowałam, ale brakuje mi czasu, praktycznie cały czas przebywam poza domem.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Świetny rozdział. <3
I Kasiu, bardzo mnie interesuje to opowiadanie ! :********************************** A.

Domi209 pisze...

Okej,rozumiemy,ale powiem,że z niecierpliwością oczekiwałam kolejnego rozdziału!
Bardzo ten mi się spodobał,genialny jak zwykle <3

meg pisze...

Na końcu powinno być 'wyczuła JEJ obecność', a nie 'JĄ obecność."
Rozdział boski, końcówka najlepsza.

Nejtl pisze...

"Idzie... ona... jest. ON W NIM JEST. Gdzieś tu... niedaleko... chce zabić... żądza władzy... cel zabicia... chęć zniszczenia." - od razu skojarzyło mi się z nauczycielką Wróżbiarstwa, Sybillą, z Harrego Pottera. Rozdział świetny :)

Nejtl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Nejtl pisze...

Przepraszam za to ciągłe usuwanie komentarzy, ale nie wiem dlaczego, na Twoim blogu cały czas dodają mi się podwójnie.

adctu pisze...

wiem, wiem, że powinno być "jej", wczoraj to zauważyłam, ale już mi się nie chciało znowu zalogować :D

meg pisze...

@Nejtl - dokładnie, jak Sybilla. :D