poniedziałek, 19 marca 2012

XIV

  Nie zmrużyłam oka aż do momentu, kiedy zadzwonił budzik w telefonie.
  08:10.
  Czuję, że czeka mnie ciężki dzień. Pierwsze lekcje w arquadzie, ćwiczenia gimnastyczne z Haroldem i poznanie daty wizyty z adoratkami. To trzecie najbardziej zaprząta mi głowę. O co mam się spytać? W końcu to ode mnie zależą losy tego miejsca. Jestem jedną, zwyczajną osobą, a spoczywa na mnie taka odpowiedzialność? Czasami odnoszę wrażenie, że chciałabym wrócić do Anglii i robić tylko to, na co mam ochotę, bo zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że nie korzystałam z dotychczasowego życia. Zbyt szybko dorastam.
  Poza tym, wspomnienia z ostatniej nocy były zbyt realistyczne. Ciarki przechodzą mi po plecach na samą myśl, że Lucy odwiedziła mnie w nocy i co najmniej chciała mnie zabić. Więc dlaczego tego nie zrobiła? Co ją powstrzymało? Gdy skończy ze mną, nic nie będzie stało na jej drodze. Moc adoratek jest zbyt słaba, żeby ją w jakiś sposób powstrzymać. Pozostaję tylko ja.
  Teoretycznie zostałam sama. Andrew, Angelika, Nathan i Harold mają pełnić funkcję "dopełniaczy", żebym nie czuła się sama. Jestem im wdzięczna, że tak serdecznie mnie powitali w tym miejscu, ale nie mogą już dla mnie nic zrobić. Znajomością ze mną narażają tylko swoje życie.
  Blizna na nadgarstku już nie krwawiła. Z przerażeniem zauważyłam, że zmieniła ona swój kolor na bardzo ciemny fioletowy z czerwonymi przebłyskami. Pościel była cała we krwi. O rany, czy to możliwe, że jedna blizna mogła się tak wykrwawić z niewiadomych przyczyn?
  Wstałam z łóżka i zwinęłam pościel. Cóż, będę musiała o tym niezwyczajnym spotkaniu powiedzieć Nathanowi, bo tylko on ją widzi, i tutaj jest kolejny haczyk. Nikt nie może znaleźć Lucy, żaden wysłannik, żaden człowiek ani Ametystianin, tylko Nathan. Tylko Nathan ma z Lucy tą szczególną więź. Czyli Lucy, współpracując ze Złym Smokiem, ma duże pole do popisu. Może robić wszystko. Dosłownie i w przenośni.
  Poczułam, że zaczyna boleć mnie głowa. Stanowczo za dużo myślenia jak na rozpoczęcie dnia, podczas którego muszę być szczególnie uważna i przytomna.
- Dobra! - mruknęłam. - Nie będę tak siedzieć, lada chwila pojawi się Nathan. Victoria, weź się w garść!
  Poczułam się jak obłąkany człowiek, mówiąc do siebie.
  Weszłam do łazienki, żeby wykonać toaletę. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że to mój nowy dom, nowe pokoje. Mieszkam sama, a mam ledwo 17 lat. Czy to nie dziwne? Gdy żyłam jeszcze w świecie ludzkim, miałam zupełnie inne plany. Miałam pójść na studia, i dopiero wtedy wziąć się za samodzielne życie. Najbardziej brakowało mi zwyczajnego marudzenia mamy, że się spóźnię. Zawsze gdy wstawałam, czułam zapach omletów z kuchni.
  Dokładnie po tym jak założyłam swoją polarową bluzę po umyciu się, usłyszałam pukanie do drzwi. Zeszłam szybko po schodach i je otworzyłam.
  Rzecz jasna, był to Nathan.
- Cześć! - uśmiechnął się. Miał na sobie koszulę w kratę, czarną bluzkę, ciemne jeansy i czerwone trampki. Włosy oczywiście rozwichrzone. Sportowa, męska torba wisiała mu na ramieniu. Cholera, prawdziwy męski ideał.
- Cześć - przywitałam się.
- Jak samopoczucie?
- Nie za dobrze.
- Coś się stało?
  Przełknęłam ślinę. Zamknęłam drzwi na klucz i podążyłam za Nathanem w kierunku arquady.
- Popatrz.
  Odsłoniłam nadgarstek z blizną. Nathan przyjrzał się uważnie i uniósł brwi ze zdziwienia.
- Dlaczego jest taka mocno fioletowa?
- Dobre pytanie. Obudziłam się w nocy po dziwnym śnie, a wtedy zauważyłam, że blizna obficie krwawi, kiedy nie miała żadnej ranki, z której ta krew mogłaby wypływać.
- Co to był za sen?
- Uhm...
- Victoria?
  Przystanął.
- Ty coś ukrywasz.
  Złapał mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął. Swoimi niebieskimi oczami mógł równie dobrze spojrzeć mi w duszę.
  Zatrzepotałam rzęsami, żeby powstrzymać cisnące mi się do oczu łzy.
- Vica?
  Co za urocze zdrobnienie.
- Lucy chciała mnie zabić.
- Co? Co takiego?
- Lucy chciała mnie zabić przez sen. Była, wiem to. Śniła mi się, że mnie zabijała. Przecinała mi nożem nadgarstek. Obudziłam się, a on krwawił, ale nie był przecięty, żadnego zadraśnięcia. Nie widziałam jej twarzą w twarz, tylko w śnie. To było coś takiego jak wizja. Podobnie jak wtedy, kiedy tylko ty ją widziałeś, nikt inny. Tylko ty ją możesz zobaczyć, bo ją... kochasz.
  Nathan spoglądał na mnie zszokowany, z niedowierzaniem w oczach. Usta mu się otwierały i za chwilę zamykały, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
- Ona naprawdę chciała cię zabić? - szepnął.
- Ale dlaczego tego nie zrobiła? - odparłam cicho.
  Wypłynęła mi łza. Ukradkiem ją wytarłam, jednak nie uszło to uwadze Nathana. Sam wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
- Na Smoka, Victoria, nie płacz! - zrzucił torbę i mnie mocno przytulił. Trzymał mnie w swoich silnych ramionach. Poczułam się jak mała dziewczyna w ojcowskim uścisku. - Rozumiem, że to dla ciebie szok. Cholera, nie jestem dobry w pocieszaniu, ale Vica, obiecuję ci, że nie pozwolę, aby coś ci się stało. Lucy nie jest sobą. Jest jak marionetka. To Zły Smok próbuje cię zabić, żeby zawładnąć w tej krainie. Nie pozwolę, rozumiesz? Nie pozwolę!
- Ale dlaczego mnie nie zabił? - powtórzyłam.
- Nie mam zielonego pojęcia. Dobrze, że tego nie zrobił. Nie po to cię ratowałem, żebyś miała tak szybko umrzeć. Nie wybaczyłbym sobie tego.
- Nathan, dlaczego tak się mną interesujesz? Przecież.. no wiesz...
- Vica, ty jesteś tutaj sama jak palec. Jesteś niesamowita, tyle ci powiem. Idealna przyjaciółka.
- Niech tak zostanie, okej? - mruknęłam.
- Obiecuję - szepnął.
  Hm, czyżby markowa męska woda toaletowa?
  Chciałabym tak się tulić w nieskończoność, ale musiałam wydmuchać nos. Kurczę, znowu się rozmazałam przy facecie. Na szczęście Nathan jest na tyle dobry, że się nie śmieje, bo sam jest bardzo wrażliwy. Złapał swoją torbę leżącą na chodniku. W przyjacielskim uścisku poszliśmy do arquady. Co prawda byliśmy spóźnieni, ale w głowie wymyśliłam wymówkę, że jestem nowa i nie mogę się zorganizować w Ametystianii. Hm, powinni być wyrozumiali.
  Ucieszyłam się, że relacje między mną a Nathanem są tak dobre. Nie chcę niczego więcej niż przyjaźni. Nathan kocha Lucy, a ja muszę to zaakceptować. Przyjaźń jest dla mnie czymś najlepszym. Takiego przyjaciela tylko pozazdrościć.
  Znaleźliśmy się na placu szkolnym. Pominęliśmy bramę z posągami smoków i fontannę, po czym przez wielkie drzwi weszliśmy do budynku.
  Plac przed szkołą był tylko przedsmakiem tego, co znajduje się w środku arquady. Wszystko wyglądało, jakby wykonane było ze szczerego złota. Mnóstwo pięknych obrazów przedstawiających oczywiście Smoka, fragmenty Dragens Sulte, różne plakaty i zdjęcia uczniów. Na korytarzach można usiąść na długich sofach, obok których stały automaty z piciem i różnymi batonikami. Na drzwiach do poszczególnych sal wisiały kartki, kto uczy jakiego przedmiotu. Schody były wykonane z czegoś, co przypominało marmur. Przy suficie były również przywieszone głośniki.
- Teraz mamy matematykę - powiedział Nathan.
- Matematykę? Tutaj są przedmioty takie jak w świecie ludzkim? - zdziwiłam się.
- Cóż, matematyka, język angielski, historia, biologia- to przedmioty, które nas obowiązują. Kiedy ktoś chce wrócić do świata ludzkiego w dorosłości, musi mieć jakąś podstawową wiedzę.
- Ale chyba i tak większość osób tutaj zostaje?
- Tak, bo to jest o wiele prostsze. Tutaj dochodzą jeszcze nieco inne ćwiczenia gimnastyczne pomieszane nieco ze sztuką walki czy szermierką, dla ciebie wersja zaawansowana, nauka o religii SED...
- Dlaczego dla mnie wersja zaawansowana? To przez ten dar?
- Tak. Ty te wszystkie "triki" umiesz, tylko o tym nie wiesz.
  Westchnęłam.
- Przyzwyczaisz się, zobaczysz. Po prostu nowa szkoła w innym mieście, że tak to ujmę. Nowi znajomi i nowi nauczyciele. Przynajmniej my wszyscy chodzimy do tej samej klasy, oprócz Angeliki.
- Dlaczego Angelika nie chodzi razem z nami?
- Bo interesują ją tajniki bycia adoratką, a to jest nieco inny kierunek.
- Więc... matematyka?
  Nathan przewrócił oczami.
- Coś, czego nienawidzę - powiedział.
- Ja też, nie martw się - roześmiałam się. Nathan złapał klamkę od sali matematycznej. Otworzył drzwi.
  Wzięłam głęboki oddech.
  Dasz radę. 

cdn

11 komentarzy:

Domi209 pisze...

Suuuper!
Czekam na więcej ♥

Anonimowy pisze...

Kasieńkooo cu do wne!! ;**:D Dominikaaa ;P

meg pisze...

ja chyba czegoś nie rozumiem. To najpierw umierasz, z potem wracasz do ludzi, do realnego świata i co? Przecież ci, którzy znali cię wcześniej, to poznają daną osobę.
Zombie?

Nejtl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Nejtl pisze...

Clev - kiedy Vica wróciła do realnego świata? Cały czas jest przecież w Ametystanii :)

Anonimowy pisze...

czyli ze jak .. Lucy jest dobra , tylko ma w sobie cząstki złego smoka .. ( co nie zmienia faktu ze i tak jej nie lubie xd ) A ta Victoria to tez lojalna .. fajne imie wgl xDD <333

meg pisze...

Nejtl - wiem przecież. Chodzi mi np. o fragment: Kiedy ktoś chce wrócić do świata ludzkiego w dorosłości, musi mieć jakąś podstawową wiedzę.

Nejtl pisze...

Clev - aa, teraz rozumiem. Niby masz rację, ale można się też jakoś odciąć, np. wyjechać z kraju. Zresztą, pomysł Kaśki świetny, więc już nie wytykajmy takich szczególików.

Nejtl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Nie, nie, nie! Nie zgadzam się na przyjaźń :D <33
ALE I TAK TO JEST CUDOWNE <3 A.

Nejtl pisze...

Żyje tam ktoś? Czuję potrzebę przeczytania kolejnego rozdziału :)